Traszka |
Wysłany: Nie 17:38, 05 Lut 2006 Temat postu: Katastrofa UFO w Gdyni |
|
Katastrofa UFO w Gdyni
--------------------------------------------------------------------------------
>Jak się wszystko zaczęło ??
21 stycznia 1959 roku o 6 rano nad Gdynią stało się coś bardzo dziwnego. Tej nocy na Bałtyku szalał sztorm. Siła wiatru dochodziło do 8 stopni w skali Beauforta. W porcie na nocnej zmianie pracowało kilkadziesiąt osób. Około 6.05 niespodziewanie coś zabłysło na niebie, a później zmieniając kolory z pomarańczowego na czerwony spadło do Morza Bałtyckiego. Nad falami jeszcze długo unosiła się para.
>Co było potem ??
23 stycznia do redakcji "Głosu Wybrzeża" zadzwoniło małżeństwo o nazwisku Ponczkier. Wyznali oni, że o godzinie dwa dni wcześniej o godzinie 6.05 zauważyli talerz, który zawisł nad miastem. Miał on czerwono- różowy kolor. Po kilkunastu sekundach obiekt odleciał w stronę morza. Powołując się na przytoczone zeznania gazeta opublikowała artykuł pt. "Portowcy opowiadają o tajemniczym przedmiocie". Pisano w nim:
"Pierwszym, który oficjalnie zgłosił w Kancelarii Miejskiej MO swoje spostrzeżenia był pracownik portu, Jan Blok. -Ja i pięciu moich kolegów pracowaliśmy w tym czasie w ładowni (...) Ten dźwięk przypominał raczej zgrzyt, powstały na skutek tarcia metali. - Dźwigowy Władysław Kuczyński dodał, że "coś" było długości około metra, raczej półkoliste niż okrągłe, najpierw różowe, później coraz bardziej czerwieniejące. Woda wytrysła na wysokość 1,5 metra".
>Relacja pracownika portu
Udało się skontaktować z emerytowanym pracownikiem portu- Stanisławem Kołodziejskim. Pan Słanisław bardzo dobrze pamięta tamtą noc. Pracował wtedy na najwyższym w porcie dźwigu, stojącym w pobliżu Basenu Polskigo. Wszystko widział dokładnie.
"Miałem wtedy 30 lat. Nagle zrobiło się widno, coś płonącego wpadło do basenu. Pobiegłem na statek "Jarosław Dąbrowski", zwróciłem się do lukowego z pytaniem, czy coś widział. Potwierdził. To było wielkości dwustulitrowej beczki".
>Co znaleziono ??
Za zgodą władz ekipa nurków przebadała wody pobliskiego basenu. Jednak niczego nie znaleziono. Inżynier Alojzy Data, do dziś będący pracownikiem portu zapewnia, że "coś" jednak znaleziono.
"Był to walcowaty pojemnik jakby z folii szklanej wypełniony rdzawą cieczą o wiele cięższą od wody. Nasze laboratorium bardzo bało się sprawdzić ten pojemnik. Wie pani, po wojnie dno morza usiane było różnymi świństwami. Podejrzewano, że to może być iperyt albo fosgen. Problem został rozwiązany w bardzo prosty sposób: natychmiast pojawił się pracownik Urzędu Bezpieczeństwa, który zabrał znalezisko. I tyle je widzieliśmy".
>Tajemnicza istota
Wiele mówi się też o istocie płci męskiej, która przeżyła katastrofę. Była ona wyczerpana i poważnie ranna, czołgała się po plaży. Ubrana w dziwny metaliczny uniform ponoć nie mówiła w żadnym języku. Podobno zabrano ją do szpitala uniwersyteckiego. Okazało się, że zbadanie jej jest bardzo trudne z powodu kombinezonu, który na sobie miała. Po rozcięciu uniformu specjalnymi narzędziami stwierdzono u niej inny system krążenia i inne organy wewnętrzne. Ponadto liczba palców u rąk i nóg była różna od naszej (raport nie precyzował jaka). Po kilku dniach istota zmarła po zdjęciu bransoletki z jej ramienia. Jednak wielu ludzi zajmujących się tą sprawą twierdzi, że ta śmierć to jedynie zapadnięcie w stan letargu, z którymi ludzka medycyna nie może sobie poradzić.
>Co stało się z istotą ??
Jedni twierdzą, że po zakończeniu wstępnych badań wywieziono ją samochodem z chłodnią do ówczesnego ZSRR. Biorąc pod uwagę, że całe zdarzenie miało miejsce w 1959 roku, kiedy wszystkie tego typu sprawy niezmiennie kończyły się "współpracą z ZSRR" jest to najbardziej prawdopodobna hipoteza. Inni jednak uważają, że istota nadal spoczywa w jakimś inkubatorze na terenie jednego z naszych szpitali lub laboratoriów wojskowych. Mogło się bowiem zdarzyć i tak, że z obawy, by transport nie zakłócił śpiączki przybysza (fizyczna śmierć istoty nie jest ostatecznie przesądzona), pozostał u nas.
>Tajny raport
Całkiem niedawno, pewien oficer, korzystając przy robieniu doktoratu ze zbiorów biblioteki Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lotniczych w Dęblinie, znalazł w jednym z tajnych raportów opis gdyńskiej historii i odnalezienia człekopodobnej istoty oraz informację, że przechowywana jest ona w inkubatorze w stanie śpiączki. Wojsko zbywa milczeniem pytania o ten raport. Nikt jego istnienia nie potwierdza, ale nikt też nie chce w sposób jednoznaczny zaprzeczyć.
|
|